Hej :).
Zgodnie z wczorajszą obietnicą wstawiam post o tematyce przyrodniczej. W tym poście nie będzie żadnych zdjęć wyrobów (bo wypluwki to nie mój "wyrób", he, he xD) - uprzedzam, bo niektórych może nie interesować to, co tu teraz napiszę - w końcu to blog o rękodziele.
Zaczęło się od tego, że w piątek dotarła do mnie informacja, że w pewnym parku w Warszawie zimują uszatki. Wczoraj pojechaliśmy tam z rodzicami w nadziei, że uda nam się je zobaczyć. Przeszliśmy przez cały park oglądając drzewa iglaste i ziemię pod nimi (co ciekawego mogło znajdować się na ziemi? - na to pytanie odpowiem w dalszej części posta). Pod koniec spaceru mama zauważyła na ziemi we jednym miejscu porozrzucane szare kulki (co to było? - czytajcie dalej). Zawołała mnie i tatę i zaczęliśmy przyglądać się koronom drzew w poszukiwaniu sów, których niestety nie zobaczyliśmy, ale przynajmniej mogłam zebrać do moich badań owe szare kulki.
Kilka słów na temat uszatek:
Są to średniej wielkości sowy, które posiadają na głowie charakterystyczne pęczki piór. Mają kolor brązowy we ciemnobrązowe wzorki, imitujący korę drzewa i czerwone lub pomarańczowe oczy. Swoim wyglądem przypominają puchacze (tak, moja nazwa na bloggerze to puchacz - bardzo lubię sowy ;)), ale są od nich sporo mniejsze.
A teraz wyjaśniam zagadkę szarych kulek:
To
wypluwki (inaczej zrzutki), czyli fragmenty niemożliwych do strawienia części pokarmu (kości, sierść, pióra, chitynowe pancerzyki), które są wydalane przez dziób w formie zbitych kulek/walców przez np. dzienne ptaki drapieżne i sowy (te ostatnie łykają pokarm w całości lub kilku kawałkach). Można je zebrać (oczywiście przez rękawiczkę/woreczek) i na podstawie ich składu dowiedzieć się, co ptak ostatnio zjadł (spokojnie nie śmierdzą :)). Poniżej zdjęcie składu wypluwek od wyżej wspomnianych uszatek (sierść wyrzuciłam):
A teraz instrukcja preparowania wypluwek moim sposobem:
Potrzebujemy:
* wypluwki
* miejsce do pracy, najlepiej w łazience, żebyśmy nie musieli daleko chodzić po wodę (w moim przypadku pralka) i coś do siedzenia (u mnie wysoki stołek), chyba, że ktoś lubi stać xD
* źródło wody
* niepotrzebne gazety, ewentualnie cerata
* dwie miski, których nie potrzebujemy w kuchni
* patyczki do szaszłyków
* rękawiczki jednorazowe, a jak nie mamy to woreczki foliowe
* tło w jednolitym kolorze
* klucz do oznaczania składników wypluwek (mój pochodzi z Pakietu edukacyjnego Sowy Polski, a konkretnie ze "Scenariusze zajęć i arkusze prac ucznia", nie umieszczę tu jego zdjęcia, bo zapewne ma prawa autorskie)
tak wyglądają wypluwki przed preparowaniem (specjalnie nie dałam ich zdjęcia jako pierwszego w tym poście, żeby nie zniechęcić moich obserwatorów do zajrzenia tu :))
Wykładamy miejsce pracy ceratą i gazetami. Nalewamy wody do jednej z misek i wrzucamy do niej wypluwki. Tworzy się coś, co wygląda jak zupa (a konkretnie jak czarna polewka - to ostatnie stwierdził mój tata) :P
Wyławiamy i przekładamy patyczkami do drugiej miski niewielkie porcje i oglądamy czy nie ma w nich kości/pancerzyków, które wyciągamy za pomocą patyczków lub rąk w rękawiczkach i przekładamy na gazetę
Po wyjęciu wszystkich interesujących nas rzeczy resztę zupy wylewamy do sedesu i płuczemy miski pod bieżącą wodą. Nalewamy do jednej z misek czystej wody i wrzucamy wyjęte elementy, które płuczemy (mieszając patyczkiem w misce lub palcami w rękawiczkach). Czynność powtarzamy kilka razy, dopóki w wodzie będzie pływała sierść.
Układamy elementy luźno na kartce, żeby się wysuszyły. Oglądamy je i oznaczamy za pomocą klucza. U mnie wszystkie kości pochodzą od norników, które poznałam po zygzakowatym układzie zębów (widać go, kiedy się patrzy z góry na czaszki lub żuchwy).
Elementy przechowujemy w czystych, zamykanych, niewielkich pojemnikach, na których przyklejamy karteczkę z data i miejscem zebrania oraz gatunkiem ptaka.
Mam nadzieję, że moje wypociny się komuś przydadzą :P. Napiszcie, jak dotrwaliście do końca, będzie mi miło. :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego preparowania ;).